Byłam
w Krakowie trzy razy. Pierwsze dwa mogę uznać za typowo imprezowe wypady.
Ostatni był … kulturalny. Poza zwiedzaniem pięknego rynku, kościoła
Mariackiego, Plantów i obowiązkowo wysłuchanym hejnałem przy południowej kawie,
wieczorem zostałam zaproszona na koncert w maleńkim kościółku Św.
Wojciecha.
Kraków jak wiadomo jest pełen propozycji
kulturalnych przez duże „K”. Akurat tego dnia nie było ich wiele. Odpadł teatr,
filharmonia, trafiło na mały kościółek. Początkowo moja buzia na słowa „koncert
kwartetu” wykrzywiła się. Zupełnie niepotrzebnie. Koncert przecudny. Dwie
wiolonczele, skrzypce i kontrabas. Grali wiele utworów znanych, choć
niekoniecznie dla mnie z tytułu ;) Kościółek jest niepozorny, koncert warty
wysłuchania, a widzów niewiele, więc można poczuć się jak na prywatnym
konc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz