W końcu nastał ten dzień, kiedy
Magdalena znowu zawitała we Wrocławiu :) A że pojawiła się z kolegą Meksykaninem, wypadało
wybrać się tym razem do restauracji, która będzie posiadała w swoim menu typowo
polskie potrawy. Szczerze mówiąc nie było to takie proste :P Koniec końców
trafiliśmy do Pierogarni zlokalizowanej na rynku, a dokładniej, na ścianie
prostopadłej do tej, na której umiejscowiony jest McDonald :P Nasz obiad miał
być dwudaniowy, stąd też nie chcieliśmy zamawiać zbyt obfitego drugiego dania.
Magdalena postawiła na żurek, ja z kolei na krem grzybowy, który był tak
pyszny, że mam ochotę jak najszybciej tam wrócić, by delektować się kolejną
porcją :P Żurkowi raczej też nie można było nic zarzucić, albowiem Magdalena
wyjadła zupkę do ostatniej kropli :P
Na drugie danie wszyscy postanowili
zamówić pierogi z pieca, nie chcąc zamawiać typowych pierogów, tak często
jadanych przez nas w domach. Danie dostępne jest w wersji: małej porcji (składającej
się z 3 pierogów) i dużej (składającej się
z 5 pierogów). Absolutnie nie patrzcie tutaj na liczby. Przychodząc śmiertelnie
wygłodzeni, spokojnie najecie się małą porcją (no chyba, że pragniecie zabrać
pozostałe pierogi na wynos). My, zjadając uprzednio zupę, powoli odpadałyśmy
już po pierwszym pierogu ;) Dodam, iż obie postawiłyśmy na farsz z sera
wędzonego.
Kolega z Meksyku wybrał z kolei pierogi, z jednym, z farszy
mięsnych. Jako obcokrajowiec dorzucił kilka trafnych uwag co do lokalu. Przede wszystkim
docenił zaserwowane na samym początku tradycyjne, polskie zakąski, którymi były
ogórki kiszone i chleb ze smalcem.
Muzyka puszczana w tle nie specjalnie
pasowała do klimatu jaki panował w Pierogarni, która posiada wiele stolików
usytuowanych zarówno na parterze jak i antresolach. Właściciele przywiązali
również uwagę do tego, aby w podobnym klimacie urządzić toaletę, w której
znajdziecie nawet bajkę o Kreciku zawieszoną na łańcuchu :P Ogólne wrażenia z
całej wizyty były bardzo pozytywne, jedynym minusem okazał się brak możliwości
wystawienia więcej niż 1 rachunku na stolik, co zaoszczędziłoby nam zbędnych rozliczeń.