Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

wtorek, 29 stycznia 2013

Wariacje na temat cesadilli


     Od kiedy placki tortilli są dostępne w zasięgu naszej ręki bardzo często sięgamy po nie i wymyślamy różności i rozmaitości :).
     Tym razem na myśl przyszła wariacja na temat cesadilli, która oryginalnie zawiera jedynie ser. Do środka można włożyć oprócz sera rozmaite warzywa czy kurczaka.

Do przygotowania tej cesadilli potrzeba:

·         Placki tortilli

·         Pierś z kurczaka

·         Ser żółty

·         Czerwona papryka

·         Ostra papryczka

·         Oliwki

·         Oliwa z oliwek

·         Pieprz i sól

     Najpierw należy przygotować farsz. Wszystkie składniki kroimy i smażymy na patelni. Mieszankę przekładamy do miseczki, a na czystą patelnie kładziemy placek tortilli, żółty ser i mieszankę na połowę placka. Składamy całość na pół. Nie trzymamy zbyt długo na patelni całości, bo placek może się przypiec. Smacznego!

sobota, 26 stycznia 2013

Bistro Appetit

     Dzięki portalowi grupeo.pl można znaleźć wiele ciekawych lokali, do których normalnie pewnie byśmy nie trafili :P Tak też było i w tym przypadku. Bistro Appetit, bo tak nazywa się miejsce do którego trafiłam, znajduje się na ulicy Skarbowców 64/1a (dojechać tam można autobusem nr 133). Co tam znajdziemy? Nieduży lokal, w którym można nienajgorzej zjeść :P W swojej ofercie posiadają naleśniki, pierogi, sałatki, zupy, inne „rozmaitości” i co najważniejsze … makarony!!! Ponadto jest to jest to również miejsce oferujące śniadania! Niezbyt wymyśle, ale zawsze dobre i to! :) W tym przypadku wybieramy między bruschettą, jajecznicą, kanapkami, sałatką a tostami. Ja wybrałam się tam na obiad połączony z małym podwieczorkiem :P 


     Na pierwszy rzut poszła zupa pomidorowa. Należy podkreślić, że codziennie mamy do wyboru inną zupę, jednak danego dnia oferowana jest tylko jedna. Powracając do zupy pomidorowej, nie powiem, była smaczna, lecz nieco tłusta. 


     Drugie danie stanowił uwielbiany przeze mnie makaron. Tym razem postanowiłam wypróbować wersję z wędzonym łososiem (bo ryby to kolejny mój topowy „przysmak”) :P Ryby co prawda nie było za dużo, pojawiły się za to w makaronie zielone oliwki. Ogólne wrażenie - pozytywne :) 


     Na deser zamówiłam ulubione ciasto – sernik :P Ten z kolei, sam w sobie był za mało słodki, jego słodycz była ledwo wyczuwalna. Na całe szczęście był polany lukrem :) Ogólne wrażenie raczej pozytywne. Jedzenie, ze tak powiem „głowy nie urwało”, ale nie było złe :P


środa, 23 stycznia 2013

Pałac Nymphenburg


     Muszę na początku zaznaczyć, że jest to dotychczas moje ulubione miejsce w Monachium. Pałac Nymphenburg pochodzi z XVII wieku. Został podarowany przez elektora Ferdynanda żonie za wydanie na świat długo oczekiwanego syna (nie ukrywam, że sama chciałabym dostać w prezencie taki zamek :) ).
     Otoczenie zamku jest przepiękne. Znajdują się tam kanały w stylu weneckim, które niegdyś służyły obdarowanej za namiastkę tych prawdziwych. Ogród angielski okalający zamek jest ogromny i bogaty w zakamarki. 



     W środku zamku można zwiedzić Salę Kamienną w stylu rokoko. Znaleźć można tam również portret córki Jana III Sobieskiego.

niedziela, 20 stycznia 2013

Brasserie 27

     Koło Restauracji Hotelu Europeum przechodziłam już niejednokrotnie i od dawna planowałam tam wizytę. W końcu nastał dzień, w który się tam wybrałam :) Miejsce rzuca się w oczy głównie ze względu na przeszklone ściany, przez które dostrzec można schludnie urządzone wnętrze :) Restauracja znajduje się na ul. Kazimierza Wielkiego 27a, niedaleko Heliosa. 


     Muszę przyznać, że dawno nie jadałam tak dopracowanych potraw. Swoją obiado – kolację zaczęłam od zupy cebulowej. Pierwszy raz spotkałam się z prawdziwą zupą cebulową. Talerz był wypełniony kawałkami cebuli, a na środku dryfowała grzanka z serem. Zupa była wręcz idealna. Muszę się pokusić o przyrządzenie podobnej samodzielnie :P 


     Na drugie danie zamówiłam makaron tagliatelle z warzywami i grillowanym łososiem. Łososia co prawda nie było za wiele, lecz był za to niesamowicie smaczny, głównie dzięki temu, że był bardzo kruchutki. Sam makaron był dość tłusty, ale i tak nie umniejszało to jego walorom smakowym. 


     Na deser wybrałam jabłecznik  z lodami, któremu również nie było można absolutnie nic zarzucić. Jestem przekonana, że żadne z zamówionych dań by Was nie zawiodło. Z pewnością wybiorę się tam jeszcze nie raz ;)

czwartek, 17 stycznia 2013

Olimpiapark


     Idealne miejsce dla tych, którzy lubią uprawiać sport, ale również dla spacerowiczów. Świetnie zagospodarowany teren, z mnóstwem ścieżek do biegania i jazdy na rowerze, boiskami na świeżym powietrzu, halami oraz basenem i sztucznymi jeziorkami wokół budynków. Na terenie parku można znaleźć również akwarium, a także ogromną wieżę olimpijską, na górze której znajduje się obracająca się o 360 st. restauracja z panoramą na całe miasto.

     Olimpiapark został wybudowany w 1972 roku na Letnie Igrzyska Olimpijskie i był przeznaczony jako kompleks dla sportowców z całego świata. Miał robić wrażenie swoją przykuwającą uwagę konstrukcją. Muszę przyznać, że wrażenie robi do dziś.

piątek, 11 stycznia 2013

Pierogarnia


     W końcu nastał ten dzień, kiedy Magdalena znowu zawitała we Wrocławiu :) A że pojawiła się z kolegą Meksykaninem, wypadało wybrać się tym razem do restauracji, która będzie posiadała w swoim menu typowo polskie potrawy. Szczerze mówiąc nie było to takie proste :P Koniec końców trafiliśmy do Pierogarni zlokalizowanej na rynku, a dokładniej, na ścianie prostopadłej do tej, na której umiejscowiony jest McDonald :P Nasz obiad miał być dwudaniowy, stąd też nie chcieliśmy zamawiać zbyt obfitego drugiego dania. 



     Magdalena postawiła na żurek, ja z kolei na krem grzybowy, który był tak pyszny, że mam ochotę jak najszybciej tam wrócić, by delektować się kolejną porcją :P Żurkowi raczej też nie można było nic zarzucić, albowiem Magdalena wyjadła zupkę do ostatniej kropli :P 




     Na drugie danie wszyscy postanowili zamówić pierogi z pieca, nie chcąc zamawiać typowych pierogów, tak często jadanych przez nas w domach. Danie dostępne jest w wersji: małej porcji (składającej się z 3 pierogów)  i dużej (składającej się z 5 pierogów). Absolutnie nie patrzcie tutaj na liczby. Przychodząc śmiertelnie wygłodzeni, spokojnie najecie się małą porcją (no chyba, że pragniecie zabrać pozostałe pierogi na wynos). My, zjadając uprzednio zupę, powoli odpadałyśmy już po pierwszym pierogu ;) Dodam, iż obie postawiłyśmy na farsz z sera wędzonego. 




     Kolega z Meksyku wybrał z kolei pierogi, z jednym, z farszy mięsnych. Jako obcokrajowiec dorzucił kilka trafnych uwag co do lokalu. Przede wszystkim docenił zaserwowane na samym początku tradycyjne, polskie zakąski, którymi były ogórki kiszone i chleb ze smalcem. 


     Muzyka puszczana w tle nie specjalnie pasowała do klimatu jaki panował w Pierogarni, która posiada wiele stolików usytuowanych zarówno na parterze jak i antresolach. Właściciele przywiązali również uwagę do tego, aby w podobnym klimacie urządzić toaletę, w której znajdziecie nawet bajkę o Kreciku zawieszoną na łańcuchu :P Ogólne wrażenia z całej wizyty były bardzo pozytywne, jedynym minusem okazał się brak możliwości wystawienia więcej niż 1 rachunku na stolik, co zaoszczędziłoby nam zbędnych rozliczeń.